Silny promień słońca obudził Arcyksięcia, wywołując zresztą pulsujący ból głowy. Chciał odwrócić się na drugi bok, lecz powstrzymało go wyjątkowo dotkliwe kłucie gdzieś w okolicy żeber. Przypominała mu się jakaś piekielna wędrówka, ale nie potrafił się zdecydować czy były to rzeczywiste wydarzenia, czy też jakieś majaki senne wywołane tanią wódą. W końcu powoli podniósł się do pozycji pół leżącej i rozejrzał po izbie.
Nie potrafił skojarzyć gdzie się znajduje. Wnętrze, niegdyś zapewne bogate, obecnie wyglądało na mocno przechodzone. W rogu pokoju dojrzał lustro, a widok jego zakrwawionej i obitej mordy skłonił go do refleksji, że jednak jego stan nie jest efektem nadużywania alkoholu, tylko faktycznie coś się wczoraj (czy to faktycznie było wczoraj?) stało.
Był prawie pewien, że towarzyszyła mu baronessa Altrimenti, ale poza jakimiś ubraniami niedbale rzuconymi na stare, drewniane krzesło, nie dostrzegał śladu jej bytności, zresztą jak i bytności innych osób. Nie potrafił sobie przypomnieć, co się dokładnie stało, a w dodatku wyczuł językiem, że brakuje mu kawałka zęba, w dodatku na przedzie. W końcu ponure rozważania przerwało otwarcie jedynych drzwi prowadzących do izby przez baronessę Altrimenti.
- Jul, do cholery, co się stało i gdzie my w ogóle jesteśmy? – spytał minimalnie sepleniąc za sprawą niepełnego garnituru zębów.