Szedł zgodnie ze wskazówkami - najpierw prosto, a następnie, na najbliższym skrzyżowaniu, skręcił w lewo. Jego dobry humor pod udanej akcji w prefekturze powoli go opuszczał. Przede wszystkim, telefon wciąż milczał. Prefekt najwyraźniej nie odebrał jego wiadomości, albo co gorsza odebrał, ale z jakichś powodów nie odpisywał. Może coś podejrzewał? Może ktoś go ostrzegł?
Dopadły go wątpliwości. Czyżby jego plan nie był tak dobry, jak początkowo sądził? Czy powinien wziąć z sobą tego gościa, zamiast go ogłuszać? Ten cały August nie wyglądał na groźnego, a w najgorszym wypadku, gdyby za bardzo przeszkadzał, mógł mu przecież przetrącić kark już na miejscu, choćby na klatce schodowej. Umiał to robić zupełnie bezszelestnie, więc dałby sobie radę.
Pierdolić to, nie wziąłem go i chuj - odgonił złe myśli Kulson.
Z drugiej strony, co to w ogóle za wskazówka, "
szukać budynku wyróżniającego się na tle reszty". To może być wszystko, tym bardziej, że do dookoła niego wznosiły się bardzo podobne kamienice. Pomalowane na biało lub beżowo, z większą lub mniejszą liczbą zdobień, jedne trochę lepiej zadbane, inne wyraźnie wymagające pilnego odrestaurowania. Nic wyjątkowego.
Sytuacja była coraz bardziej patowa, a w nim wzbierała irytacja. Nagle, stanął jak wryty. Dokładnie po przeciwnej stronie ulicy, na rogu ul. Klonowej z ul. Chybioną zobaczył dom, który w żaden sposób nie pasował do otoczenia.
Kamienica z czerwonego kamienia, ciężka, przytłaczająca, posępna i wiejąca grozą, niczym żywcem wyjęta z kryminału w klimacie noir.
Wygląda jak z mieszkanie demona, wzdrygnął się Kulson, nie miał jednak wątpliwości, że właśnie ten budynek miał na myśli August.
Postanowił poczekać. Kamienica była duża, a on nie miał pojęcia, pod którym numerem mieszka Prefekt Generalny. Wciąż miał nadzieję, że zabrany Augustowi telefon wreszcie zawibruje i dostarczy mu jakąkolwiek wskazówkę ułatwiającą zadanie.
Skrył się w mroku pobliskiej wiaty przystankowej i obserwował. Po około czterdziestu minutach czekania zobaczył coś, co sprawiło, że krew z większym ciśnieniem wypełniła jego żyły. Oto na drugim piętrze budynku, na jednym z tarasów, pojawiła się para. Kobieta i mężczyzna. Jasne światło bijące ze środka mieszkania dokładnie oświetlało ich sylwetki. Stali i palili papierosy, zapijając winem. Trochę rozmawiali, trochę patrzyli gdzieś w dal oparci o kamienną balustradę. Kulson nie miał wątpliwości, mężczyzną był Vanderlei a la Triste. Kobiety nie znał, ale nie zamierzał zaprzątać sobie nią głowy.
Mam cię myszko i już mi się nie wymkniesz - pomyślał zadowolony Kulson. Po około dwudziestu minutach, Prefekt zdjął marynarkę i oddał ją swojej towarzyszce, po czym objął ją i oboje wrócili do mieszkania.
Nie było sensu dalej czekać. Gdy tylko para zniknęła w głębi pokoju, Kulson ruszył ze swojej kryjówki.
Drugie piętro, ile tam może być mieszkań, 3 może 4 nie więcej - próbował oszacować. Stanął przed drzwiami wejściowymi do budynku. Spojrzał na domofon, numery od 1-16. Był środek nocy więc wiedział, że nie będzie miał zbyt wielu szans. Nacisnął 5. Cisza. Drugi raz. Znowu cisza.
Psia krew - zaklął -
Trzeba próbować dalej... Wybrał 7. Cisza. Drugi raz. Nic. Wściekły, już miał uderzyć pięścią w ścianę budynku, gdy nagle w domofonie usłyszał kobiecy, lekko skrzeczący głos, należący niechybnie do jakiejś starszej, statecznej pani:
-
Kto tam? -
Dobry wieczór, przepraszam najmocniej, że przeszkadzam o tak później porze, ale jestem z policji. Inspektor Jan Dmowski, miło mi. Proszę pani, mam niezwykle ważne dokumenty dla Prefekta Generalnego, związane z tą głośną sprawą bazyliszka, na pewno Pani o niej słyszała. Mój szef wysłał mnie tutaj i kazał przekazać te papiery osobiście do rąk prefekta, ale zapomniał mi powiedzieć, pod którym numerem jest jego mieszkanie. Już późno, nie mam śmiałości dzwonić do niego i dopytać, może mogłaby mi Pani pomóc? - Kulson starał się być jak najmilszy i tak przekonujący, jak tylko potrafił. Modulował przy tym głosem, by brzmiał on na speszony i zbolały, wręcz na graniczy desperacji i płaczu.
W domofonie zaległa cisza. Potem kobieta odezwała się, ale nie mówiła do Kulsona:
-
Henryk, jakiś pan z policji pyta, gdzie jest to mieszkanie prefekta - pytała kogoś pomocna lokatorka i Kulson szybko uznał, że zwraca się do swojego męża.
-
Cooo mówisz? Pod którym? Aha. Na pewno? Jesteś pewny? Policja pyta. Aha. Dobrze. Dobrze mówię, słyszę już. No mówię, że słyszę, nie drzyj się Henryk, to że Ty jesteś głuchy, nie znaczy, że ja też. - w mieszkaniu doszło najwidoczniej do drobnej małżeńskiej sprzeczki.
-
Panie władzo, już wszystko wiem, pod 11 - odezwała się zadowolona z siebie kobiecina.
-
Ślicznie Pani dziękuję, ratuje mi Pani skórę. Mam jeszcze taką prośbę, czy mogłaby mi Pani otworzyć drzwi weściowe? Po chwili Kulson usłyszał charakterystyczny brzęk zamka i drzwi na klatkę schodową stanęły dla niego otworem.
No Andrzeju, drugie piętro mieszkanie 11. Do dzieła. - nie zapalając światła ruszył w stronę schodów.
st. asp. Andrzej Kulson
Wydział Wywiadu Wewnętrznego KMPB