Wysoki Sądzie,
W imieniu mojego mocodawcy mam zaszczyt udzielić Wysokiemu Sądowi następujących wyjaśnień:
Aktem oskarżenia zarzuca się pomówienie i zniewagę uczynioną słowami „[…] zawsze mieliście […] talent do wymyślania pierdół by tylko kogoś udupić” oraz nazwanie oskarżyciela mianem „buca”.
1. Słownik Języka polskiego definiuje czasownik „udupić” jako pozbawianie kogoś możliwości działania lub skuteczne szkodzenie komuś (
http://sjp.pwn.pl/szukaj/udupi%C4%87). Jest to określenie wulgarne, ale użyte w tym kontekście zasługujące jedynie na mandat karny. Słowo „pierdoła” jest zaś pospolitym określeniem głupstwa lub bzdury, i jako takie oczywiście całkowicie mieści się w granicach dyskursu publicznego (
http://sjp.pwn.pl/szukaj/pierdo%C5%82a).
Mojemu mocodawcy, innymi słowami, zarzuca się wypowiedź, iż ma on talent do wymyślania bzdur, aby komuś zaszkodzić. W tym kontekście oznaczało to, oczywiście, osłabienie pozycji Mandragora Pupki w toczącej się na Forum Centralnym wymianie zdań. Prześledźmy tę dyskusję:
Mandragor: „Towarzyszu, jeszcze żeście na v-świecie nie byli, kiedy ja 5 postów jeden pod drugim pisałem! ;)”
Oskarżyciel: Celowo przekręcił w cytacie nazwisko „Pupka” na „Pupa” oraz odpowiedział „Sranie w banie”
Mandragor Pupka dał się niestety, jak wiele osób przed nim i po nim, sprowokować do dalszych odpowiedzi. W rezultacie czego został nazwany przez oskarżyciela „upierdliwym Mandragorem”, a następnie „dupą wołową, nie Mandragorem”. Słowa mojego mocodawcy były odpowiedzią na
passus:
„Nie zgodzę się. Gdy ostatnio byłem na wakacjach w Las Wandas to z powodu pewnego niedomagania urologicznego zmuszony byłem odwiedzić szpital w stolicy Wandystanu, tj. Genosse-Wanda-Stadt jako, iż jest to jedyny szpital w całym tym kraju. Dyżurujący, z braku lepszego słowa określę go mianem lekarza, polecił mi czytanie pism wandowych i okłady z kociego kału, jakoby miało to stanowić skutecznie remedium na moją dolegliwość. Nie muszę chyba tłumaczyć, że okładanie kocim kałem okolic cewki moczowej może prowadzić do rozwinięcia się zakażenia. Niestety, ale moja babka miała rację. Gdy poprosiłem o stosowny lek na moje dolegliwości, to jest ciprofloksacynę wasz uzdrowiciel bezradnie rozłożył ręce i wypisał mi skierowanie do... szpitala w Prokto-Hemolan”.
Czy zatem mój mocodawca miał prawo do wyrażenia opinii, że oskarżyciel ma talent do wymyślania bzdur, aby komuś zaszkodzić? Oczywiście, że miał takie prawo. Czego się doczekał? Wulgarnej, chamskiej i znieważającej odpowiedzi oskarżyciela „spierdalaj stąd śmieciu” będącej przedmiotem odrębnego postępowania. Mam nadzieję, że Wysoki Sąd wybaczy mi tę analogię, ale to tak, jakby na zdanie „Twoje rozumowanie jest całkowicie błędne” dopuszczalną odpowiedzią byłoby „Ty chuju”.
2. Słownik Języka Polskiego definiuje słowo „buc” jako wyraz potoczny, oznaczający człowieka zarozumiałego, aroganckiego (
http://sjp.pwn.pl/szukaj/buc). Określenie to nie jest ani wyzwiskiem, ani określeniem obraźliwym lub pogardliwym (por. np.
http://sjp.pwn.pl/szukaj/skurwysyn,
http://sjp.pwn.pl/szukaj/gn%C3%B3j,
http://sjp.pwn.pl/szukaj/chuj,
http://sjp.pwn.pl/szukaj/debil,
http://sjp.pwn.pl/szukaj/palant,
http://sjp.pwn.pl/szukaj/idiota,
http://sjp.pwn.pl/szukaj/kanalia,
http://sjp.pwn.pl/szukaj/bydlak).
Nie ulega zatem wątpliwości, iż nazywanie osoby zarozumiałej i aroganckiej bucem jest uprawnione, jeżeli istnieją podstawy do przypisania jej takich cech charakteru. W przypadku oskarżyciela nie wymaga dowodu (jakkolwiek wystarczy zajrzeć do akt innych spraw toczących się przed Sądem Najwyższym, by takie dowody znaleźć), iż faktycznie zachowuje się on w sposób zarozumiały i arogancki.
Kontekst jest jednoznaczny — mój mocodawca wyraził ubolewanie („przykro mi…"), iż s.d. Hergemon-Euskadi znalazła się pod wpływem takiej osoby. Nie miał on zatem zamiaru znieważenia oskarżyciela, a jedynie wyraził całkowicie uprawnioną w świetle jego postępowania opinię, mając na celu zmianę postawy Szlachetnej Damy.
3. Weźmy także, Wysoki Sądzie, pod uwagę szerszy kontekst sprawy. Osiem dni wcześniej oskarżyciel kazał mojemu mocodawcy „spierdalać” (
viewtopic.php?f=112&t=3133&p=30268#p30268), a nadto nazwał go „parweniuszem” (
viewtopic.php?f=112&t=3133&st=0&sk=t&sd=a&start=40#p30270) i „ciężkim kretynem” (
viewtopic.php?f=112&t=3133&st=0&sk=t&sd=a&start=40#p30282).
Wyzywające zachowanie się oskarżyciela nie budzi najmniejszych wątpliwości, a pomimo tego nie sposób ani wykazać zniesławienia, ani zniewagi w inkryminowanych wypowiedziach — noszących, rzecz jasna, znamiona krytyki oskarżyciela, która jest w społeczności sarmackiej zjawiskiem powszechnym, a która poza miejscami publicznymi przybiera daleko mniej finezyjną postać.
4. Zauważyć również należy, iż nie podlegają karze czyny, których społeczna szkodliwość jest znikoma. Nie dość, iż mój mocodawca nie popełnił w ogóle czynów zabronionych, to nawet gdyby — daleko zawężając granice dopuszczalnej krytyki i wolności słowa — Wysoki Sąd uznał, iż faktycznie miały w przypadku tej sprawy miały one miejsce, to społeczna szkodliwość nie występuje tutaj w ogóle.
Oskarżony, ze względu na swoje prowokacyjne, nacechowane głębokim lekceważeniem innych członków społeczności, postępowanie jest darzony powszechną pogardą. Zdaniem wielu Sarmatów wypowiedzi, jakie padły z ust mojego mocodawcy, nie dość, że były trafne, to jeszcze były daleko niewystarczające. Przyznanie przez Wysoki Sąd, iż tego rodzaju krytyka jest niedopuszczalna nie dość, że radykalnie zawęziłoby zakres wolności słowa, to nade wszystko byłoby rażąco niesprawiedliwym zrównaniem — przepraszam za może zbyt wzniosłą analogię — kata i ofiary (którą, w przypadku osoby oskarżonego, jest kilkanaście osób, nie tylko mój mocodawca) w oczach prawa.
5. Jedynie
pro forma zwracam uwagę na kpiący, nielicujący z powagą wymiaru sprawiedliwości ton aktu oskarżenia, konsekwentny z postawą oskarżonego i jego kamratów.
Wobec powyższych wnoszę, oczywiście, o uniewinnienie mojego mocodawcy.