¡Hasta el final siempre!
Gdy Tropicana zremisowała ze słabą Federacją Nordacką, wandejskie jaczejki zaraz poczuły krew, rozsiewając pogłoski o złym przygotowaniu naszej reprezentacji, która dotąd miała rzekomo "tylko szczęście". Nawet najwierniejsi działacze kontrrewolucji na chwilę zwątpili. Rzeczywistość szybko jednak ukarała niedowiarków.
Nasz WSPANIAŁY El Dictatore raz jeszcze dowiódł swych nadludzkich przymiotów, tym razem dobitnie pokazując, że przyszłość nie ma dla niego żadnych tajemnic. Nieoczekiwanie dla wszystkich zwykłych śmiertelników Starosarmacja zajęła w swej grupie pierwsze miejsce, czyniąc dla naszej reprezentacji drugą lokatę bardzo wygodną. Po osiągnięciu tego sukcesu, aby udowodnić, że kontentujemy się niższym miejscem jedynie z własnej chęci, doszczętnie rozbiliśmy Teutonię 2-0.
Ćwierćfinałowy mecz ze Starosarmacją oczywiście nie należał do łatwych, jednak nasza żelazna obrona skutecznie zastosowała starą doktrynę tropicańskiej myśli szkoleniowej: "Piłka może przejść, napastnik nie". W rezultacie udało się wyeliminować z gry Rankine'a, co całkowicie podkopało morale rywali, tak że nie zbliżali się już nawet do naszej bramki. Ostatecznie doszło do karnych, w których Pere Fabregas po raz kolejny udowodnił, że zasługuje na opaskę kapitana, nie tylko jako światowej klasy bramkarz, ale także zimnokrwisty strzelec, którego trafienie ostatecznie zadecydowało o zwycięstwie.
Nikt na wyspie nie ma już wątpliwości, że drużynę prowadzi prawdziwy Przywódca Narodu i Mąż Opatrznościowy. Wszyscy są pewni, że pokona on Dreamland, tak jak zwyciężył jego wasalów w czasach wojny awarskiej!
¡Viva El Dictatore! ¡Arriba Tropicana!