VAT napisał(a):Helwetyk napisał(a):W 2004 roku odsetek polskich gospodarstw domowych posiadających dostęp do Internetu wynosił 26% [1]. W roku 2017 wyniósł 81,9% [2]. Myślę, że można bezpiecznie założyć, że od czasu naszego powstania w roku 2002 czterokrotnie zwiększyła się liczba osób, do których możemy potencjalnie dotrzeć.
No właśnie, więc z matematycznego punktu widzenia […] powinno do nas trafiać w sposób całkowicie naturalny […] proporcjonalnie więcej osób niż w 2004 r. […]. Tak niestety nie jest i tutaj pojawia się pytanie dlaczego? Naturalna odpowiedź, jaka się nasuwa, brzmi „gdyż obecnie internet oferuje o wiele więcej ciekawych rzeczy do przeglądania/robienia niż w 2004 r., więc mało kto ma czas żeby do czegoś takiego jak Sarmacja samoczynnie dotrzeć” i tutaj pojawia się to o czym JKW mówi, czyli kwestia promocji, powiększania zasięgów.
Na początku istnienia Sarmacji podejmowaliśmy znaczną ilość działań promocyjnych! Po tylu latach nie jestem w stanie stwierdzić, jaki
odsetek tych artykułów stanowią materiały będące pochodną naszych ruchów, ale na pewno spory. Pamiętam, że sam pisałem do co najmniej kilku redakcji. Były to także czasy posiadania prywatnych stron internetowych, i również na tym odcinku prowadziliśmy promocję — bannerową, która wówczas jeszcze działała. Atrakcyjność mikronacji we współczesnym internecie to jedno (i tutaj
wydaje mi się, że jakkolwiek treści do konsumpcji w internecie jest oczywiście nieporównywalnie więcej, to jednak w mikronacjach chodzi głównie o aktywny, „kreatywny” udział w społeczności, i nie jestem wcale przekonany co do tego, że na tym polu jest wyraźnie lepiej niż w kilkanaście lat temu) — ale brak promocji to drugie.
VAT napisał(a):Tylko idąc w tym kierunku wcześniej czy później musimy zderzyć się z drugiem problemem, a mianowicie takim, że nawet jeśli jakoś zaczniemy się skutecznie promować, to musimy mieć coś, czym zaciekawimy nowego użytkownika i zachęcimy go do zabawy. Oczekiwanie, że dzisiejsze konsumpcyjne społeczeństwo, przyzwyczajone do tego, że zabiega się o jego względy i atencję na każdym roku, będzie nagle samodzielnie, żmudnie i powolnie zgłębiać Sarmację, samemu wymyślając dla siebie zajęcie tutaj, samemu oswajając się z tym specyficznym i hermetycznym społeczeństwem i samemu próbując znajdować w tym jakiś fun, jest moim zdaniem bardzo naiwne.
Byłoby naiwne — gdybyśmy zakładali, że przeciętny konsument stanowi naszą grupę docelową. Nie mamy zasobów do tego, żeby stworzyć jakąkolwiek grę o poziomie atrakcyjności choćby zbliżonym do najbardziej podstawowego komercyjnego produktu, więc na tego rodzaju magnes nie liczę; nie jestem nawet przekonany co do tego, że zmiana w tym kierunku byłaby pożądana. Jesteśmy wyjątkowo hermetyczni, ale też i owa hermetyczność — chyba — jest powodem, dla którego tutaj jesteśmy i, mimo wszystko (tak bardzo mimo wszystko… :-)), wracamy. Skupiłbym się raczej na tym, w jaki sposób te wszystkie osobliwości mogą stać się naszymi atutami. Oczywiście, jestem w tym miejscu jak najdalszy od założenia, że obecna, szeroko rozumiana polityka imigracyjna, jest poprawna; wirusem sarmatki trzeba najpierw skutecznie zarazić.
VAT napisał(a):Helwetyk napisał(a):Jestem również (siłą rzeczy… ;-)) jak najdalszy od uważania jakiejkolwiek kategorii wiekowej za docelową.
Ja też jestem daleki, ale według mnie, czy nam się to podoba czy nie, istota zabawy w mikronacje, m.in. stopień zaangażowania jaki jest niezbędny do aktywnej zabawy, powoduje, że oprócz informatyków, albo ogólnie ludzi, którzy dużą część dnia spędzają przed komputerem, właśnie osoby relatywnie młode, nastolatki, są tym targetem, który ma czas żeby się w Sarmację
bawić (tak, bo jesteśmy koniec końców tylko zabawą i ludzie mogą poświęcić Sarmacji czas realnie przeznaczony na zabawę — im jesteśmy starsi, tym tego czasu jest mniej, oczywista oczywistość).
Ludzi, którzy już pracują zawodowo, a jednocześnie „dużą część dnia spędzają przed komputerem” jest bardzo,
bardzo wielu. Szczerze mówiąc, nie jestem wcale pewny co do tego, że w tej konkurencji młodsze grupy jednoznacznie wygrywają. Zdecydowanie zbyt wiele czasu w godzinach pracy zmarnowałem na Facebooku wspólnie z innymi osobami przebywającymi przy swoich biurkach… ;-)
VAT napisał(a):Tak, tylko powiedzmy głośno to, o czym wiele osób wie, ale jakoś się o tym nie mówi. Promowanie Sarmacji w mediach społecznościowych jest problemem i opornie idzie m.in. dlatego, że ludzie nie chcą firmować Sarmacji swoimi realnymi kontami w mediach społecznościowych, gdyż uważają zabawę w KS za coś wstydliwego, intymnego, za coś, czym lepiej się na prawo i na lewo nie chwalić. To oczywiście nie jest jedyny problem, ale jeden z wielu, dla których profil KS na Fb wygląda jak wygląda.
To prawda, ale nie piszę o tym. Nie klikam w żadne posty zamieszczone na sarmackim Facebooku, ponieważ doskonale wiem, że w przypadku moich znajomych #nikogo. Z poczuciem zażenowania miałem problem kilka lat temu, w czasach unii sarmacko-wandejskiej — nikomu nie chciałem dawać do zrozumienia, że jestem aktywnym członkiem społeczności, która na pierwszy rzut oka przypomina komentarze na Onecie. Obecnie mam silne przeczucie, że gdyby komukolwiek wyświetlił się na tablicy jakiś artykuł w Sarmacji, to po kliknięciu w niego nastąpiłoby szybkie wzruszenie ramion i to tyle. Ludzie mają swoje dziwaczne hobby.
O czym piszę — to: w roku 2002 problem prywatności w internecie nie istniał. Zaczęliśmy posługiwać się pseudonimami kilka lat później, gdy zaczął nabierać poważniejszych rozmiarów, a jeszcze kilka lat później się okazało, że nie ma to większego sensu, ponieważ Facebook i Google i tak wiedzą o nas wszystko. Należę sobie od pewnego czasu
do grupy zamkniętej, która w większości przypadków ma zdecydowanie żenującą zawartość, ale jednocześnie liczy sobie ok. 75 000 członków i w której, jak to na Facebooku, ludzie występują w większości pod własnymi imionami i nazwiskami.
W tym kontekście rozważam głośno — nie ze stuprocentowym przekonaniem, ponieważ byłoby to dodatkowe miejsce publiczne i to takie, nad którym nie mielibyśmy żadnej kontroli — czy taka
zamknięta grupa Facebookowa, do której każdy może łatwo, bez biurokratycznej ścieżki zdrowia, dołączyć, i z której wiadomości wyświetlają się, w zależności od ustawień, na Facebookowej tablicy, nie staje się aby
koniecznością. Nie po to, aby promować Sarmację, ale po to, aby docierać do osób w jakimkolwiek stopniu Sarmacją zainteresowanych.
Jeżeli chodzi o
promowanie Sarmacji w mediach społecznościowych, to…
VAT napisał(a):Z drugiej strony, skoro zgadzamy się (a chyba zgadzamy się wszyscy), że pisanie o mikronacjach w necie zrobi nam dobrze, to dlaczego sami nie wyjdziemy z inicjatywą? Dlaczego nie roześlemy do potencjalnych gazet/portali, które mógłby zainteresować temat pt. „mikronacje” propozycji napisania o nas, nie spróbujemy jakoś zwrócić na siebie ich uwagi? Spróbujmy, bo tylko wtedy będziemy wiedzieli obiektywnie na ile atrakcyjnym kąskiem realnie jesteśmy. Wnioski mogą nas zaskoczyć — tak bardzo pozytywnie jak i bardzo negatywnie — ale jakoś nikt do tej pory nie miał odwagi wziąć tego „na klatę” i nie zanosi się żeby ktoś taką odwagę w sobie znalazł.
Ale — jakiej odwagi? To nie jest kwestia odwagi, to jest kwestia umiejętności napisania dobrego, ciekawego artykułu (czy raczej serii dobrych, ciekawych artykułów), ponieważ dziennikarze są rozleniwieni przez biura prasowe wszystkich możliwych instancji i jeżeli zakładamy, że napiszą coś sami z siebie, to źle zakładamy. ;-)
VAT napisał(a):Kiedyś mówiłem w prywatnej rozmowie z jednym Sarmatą, że dobre byłoby zebrać jakąś kilku/kilkunastoosobową grupę osób spoza mikroświata […]. Oczywiście, zaraz pojawią się głosy, że to bez sensu, bo jesteśmy tak niszową zabawą, że wnioski losowo wybranych osób (w domyśle: nie należących do tej niszy) na pewno byłyby krytyczne, co nie oddawałby rzeczywistego stanu rzeczy. Tylko ja znowu nie wiem, na ile te głosy są głosami rozsądku, a na ile wyrazem obawy przed krytyką, przed zdezawuowaniem wartości tego co tutaj robimy i próbą zachowania bezpiecznego status quo.
Przyznam, że taka była i moja pierwsza reakcja, co nie znaczy, ze pomysł uważam za zły. Dopóki nie spróbujemy, to się nie przekonamy — ot, co. Czy ktoś w naszym gronie ma na tym odcinku doświadczenie i jest w stanie opracować
sensowną ankietę, z której będziemy w stanie wyciągnąć jakieś uporządkowane wnioski?
VAT napisał(a):Helwetyk napisał(a):To wspomniane przez Barona nieszczęsne „tutaj możesz być kim tylko chcesz, ogranicza Cię tylko wyobraźnia”, ale także atmosfera. Ilość żółci w sarmackiej przestrzeni zdecydowanie nie pomaga; nie służy także zresztą zatrzymaniu obecnych obywateli, czego dowodem jest kilka ostatnich odejść, ale także śmierć kanału IRC, która nastąpiła pod moją nieobecność.
[…] Brzydzi mnie bowiem i wywołuje moją coraz to większą odrazę to, co robi opozycja totalna wobec Księcia […]. Efekt jest taki, że się nie udzielam i staram się koncentrować na wątkach niepolitycznych, a więc m.in z jednej strony tym co robię w TK, a z drugiej sportem.
Przyznam, że z akurat tym przykładem mam problem. Nie rozwijając zanadto wątku, by nie odbiegać od tematu poświęconego imigracji, mam dość mocno ugruntowaną opinię, że działania opozycji są w znacznym stopniu skutkiem działań Jego Książęcej Mości, także z miesięcy poprzedzających elekcję. Od wielu lat uważam, że tak, jak był zawsze jednym z najlepszych Kanclerzy, a jego cechy osobiste czyniły z niego postać doskonale polaryzującą społeczeństwo i ożywiającą scenę polityczną, tak
dokładnie te same cechy powodują, że jego wybór na konstytucyjny symbol jedności Narodu był dość niefortunny.
„Nie jestem aż tak zapatrzony w osobę obecnego monarchy, żeby nie widzieć, że popełnił wiele gaf” dość zgrabnie oddaje to, że trudno przyznawać mu rację nawet wtedy, gdy ją ma. ;-)